Forum Obywatelskie

Lista Obywateli

Archiwum Rządowe

Pliki do
pobrania

V Korpus Inwazyjny

Linia
Czasu

Pytania i odpowiedzi

Kanał
RSS

 
LOGOWANIE
login:
hasło:
rejestracja

WIELKAPEDIA
WOJSKOWA KOMENDA UZUPEŁNIEŃ
POLSKA MARYNARKA GWIEZDNA
 
WARTO ZOBACZYĆ
OSO 2057 Kampinos
OSO 2058 Kampinos
OSO 2059 Kampinos
OSO 2061 Kampinos
OSO 2062 Wa-wa
Archiwa WRP


SMUTNA STATYSTYKA

Serwis przegląda:
0 obywateli
24 gości

FORMALNOŚCI

Kanał RSS
Nasze bannery
Szanowna Redakcja
Kontakt
Copyright
Materiały dla prasy
FAQ
Polityka prywatności
Napisz artykuł!

TECHNIKALIA

Serwis został zoptymalizowany dla rozdzielczości 6144x4096 oraz niższych:
do 1920x1080 stosowanych w zegarkach ręcznych i motopompach drugiej klasy

REKLAMA
 

 

 

 

 

 

PAMIĘTNIK CZOŁGISTY
anonimowego żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych
część VIII by
Yoghurt

 

15 VII 2052
poniedziałek

No, mamy dwudniowe urlopy, bo Kanadastańczycy spieprzają aż miło. Nasi chłopcy latający nad głowami postanowili też się trochę zabawić- przecież nie cala chwała może przypaść naziemnym, nie? Poprosiłem znajomego pilota, aby zabrał mnie jako obserwatora- zawsze chciałem popatrzyć jak wygląda bombardowanie od strony bombardującego. Faaajne było, przelecieliśmy nowiutkim „Płomieniem VI” (następcą słynnej iskry II) a kumpel pozwolił mi nawet nacisnąć wielki czerwony guzik na konsolecie! Gdy nadlecieliśmy nad obóz Kanadastańczyków, otworzyli do nas ogień ze wszystkiego co mieli, ale połowę pozabijały rykoszetujące od naszego pancerza pociski. I wtedy nacisnąłem sobie ten wielgachny guzik... No to USA może nam podziękować- mają kolejne jezioro w stanie Michigan.

16 VII 2052
wtorek

Chłopaki mi nie uwierzyli, że latałem „Płomieniem VI”, ale niech nie wierzą, ja wiem swoje. Postanowiłem skorzystać z przepustki i polazłem na miasto, a stacjonowaliśmy wtedy w odbudowanym Chicago. Popatrzyłem na tą biedę szerzącą się na ulicach, na te zagłodzone bezdomne dzieci i na tych wychudzonych ludzi, chodzących niczym żywe trupy po ulicach. I te zrujnowane domy, wyglądające niczym warszawskie kamieniczki z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia (wiem jak wyglądały, bo dzidek mi zdjęcia pokazywał kiedyś) Cóż za biedny ten kraj te Stany. I pomyśleć, że kiedyś naszych rodaków tutaj ciągnęło...

17 VII 2052
środa

Koniec przepustek. Syf się obłowił pamiątkami, oddali mu za zapasowe sznurowadło od swojego buta wszystkie „ekszyn figjurz” jak to oni nazywają. Co prawda proponowali mu za „święte sznurowadło czołgisty PKI” (jak zacytował ich Syf) cały sklep, ale odmówił, przecież nie opłaca się w Stanach inwestować.
Musze powiedzieć po raz kolejny, że Amerykańcy znają się na robieniu figurek. Jeden taki żołnierzyk nawet bardzo mnie przypomina.
Dowództwo kazało nam wyruszyć do Kanadastanu, bo ponoć niedobitkami wielkiej niegdyś armii Osamy zajmą się amerykańscy żołnierze. Heh, już to widzę... No cóż, przynajmniej oszczędzimy sobie nieco amunicji.

20 VII 2052
sobota

Dojeżdżamy do Montrealu. Pędząc z moim plutonem przez Kanadastan nie napotkaliśmy większego oporu, nie licząc tego batalionu piechoty który okopał się w mieście. Nie chciało nam się bawić w walki uliczne to wystrzeliliśmy nasze pociski burzące ze zubożonym uranem i przejechaliśmy sobie po zgliszczach. Doświadczenie nauczyło nas, ze po każdej walce ulicznej musimy wymieniać talerz od dekodera satelitarnego, a Syf nie może kibicować Legii na kanale „plus Sport” a ja nie mam jak oglądać Kartun Netłork.

22 VII 2052
poniedziałek

Stoimy na przedmieściach Montrealu. Chłopaki z mojego plutonu ( i nie tylko, zaraz za nami ciągnął oddział piechoty zmechanizowanej i oddział wsparcia) już podnosili lufy aby oddać salwę zmiatającą trzystumetrowej wysokości fortyfikacje obronne, ale w ostatniej chwili nadszedł rozkaz ze sztabu, ze atak odwołano z powodu nowego święta państwowego- Dnia Pomocnika Hutnika. Z nudów pograliśmy w karty (wygrałem w pokera skrzynkę amunicji od jakiegoś szeregowego z piechoty i tylne chlapacze do lekkiego czołgu „Nosorożec II”) i obserwowaliśmy przez dalmierze jak obrona miasta biega chaotycznie we wszystkie strony w okopach i na murach. Jakiś desperat wywalił w stronę naszych pozycji jakieś 10 pocisków 120mm z jednej z wieżyczek obronnych, ale zdenerwowany faktem, ze mu się kawa przez te salwy wylała wsiadł do czołgu i uciszył uciążliwą wieżyczkę ze wszystkich luf... Faktu, że zniszczył przypadkiem pół zachodniego muru nie wspomniałem w raporcie.

23 VII 2052
wtorek

Nareszcie sygnał do ataku. Wszyscy z okrzykiem „Urrrrraaaaa” na ustach otworzyli ogień... Cholera, mieliśmy nie niszczyć zbyt wielu zabudowań poza obronnymi, ale któż mógł przewidzieć, że salwa 4 ciężkich czołgów, 8 lekkich i 20 piechociarzy z bronią ręczną zmiecie z powierzchni ziemi pół miasta? E, nikt nie zauważy. No cóż, wkroczyliśmy dumnie jadąc na przedzie i rozjeżdżając co chwila jakiegoś kretyna, co nam pod koła wpadał, umierając z imieniem Osamy na ustach. Niektórzy co mądrzejsi uciekali, nawet nie chciało nam się marnować amunicji. Zresztą po co, skoro ci, którzy wiali porzucając broń byli rozstrzeliwani przez innych, którzy chcieli się bronić? Będą oszczędności w budżecie dzięki temu...
Wieczorem, po pokonaniu obrońców dojechaliśmy pod pałac samego Wielkiego Przywódcy Kanadastanu. Dostałem zaszczyt postawienia mu ultimatum, więc przemówiłem przez głośnik zamontowany na czołgu i wezwałem garnizon pałacu jak i samego Osamę do poddania. W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech, ale faksem dowództwo przysłało rozkaz, abyśmy nie atakowali dzisiaj... Rozłożyliśmy się więc pod murami pałacu i czekaliśmy na nastanie dnia kolejnego. Śpiewaliśmy przy ognisku, znów graliśmy w karty, Wojtek przyniósł nawet holoprojektor z bagażnika i zrobiliśmy sobie seans filmowy...

by Yoghurt

  Binookle

MENU

 
Część I
Część II
Część III
Część IV
Część V
Część VI
Część VII
Część VIII
Część IX
Część X
Strona Główna
Kontakt
 
TwojaRura

TwojaNuta



(c) 2052-2074 www.wielkarzeczpospolita.net